Uwierzylibyście, że w jakimkolwiek konkursie organizowanym
na terenie naszego kraju można wygrać tak wspaniałą nagrodę jaką jest wycieczka
na koncert Celine Dion do Las Vegas? Po prawie roku, gdy moje największe
marzenie o podróży do Stanów Zjednoczonych się spełniło, mogę spokojnie opisać
jak to się stało …
Portal rosset.pl organizuje wiele konkursów… mają one swoich
zwolenników i przeciwników, którzy zawsze będą twierdzić, że takie wygrane to
tylko „po znajomości”. Tym razem do wygrania była jakże daleka w marzeniach
wycieczka do Las Vegas w Nevadzie. Czyż nie każdy człowiek (z tak odległego
kraju jak Polska) pragnie odwiedzić światową stolicę rozrywki? (jeśli
oczywiście nie zarabia tyle, że stać go na takie podróże). Na stronie
konkursowej zawsze jest licznik liczby osób biorących udział w konkursie, gdy
ujrzałam liczbę ponad 700, stwierdziłam „nie mam szans”, lecz mimo wszystko
wysłałam odpowiedź. Zwykłemu, szaremu człowiekowi naprawdę trudno jest uwierzyć
w siebie i w swoje szczęście, szczególnie, że dookoła słychać opowieści jak to np.
samochód wygrała ciocia pana prezesa firmy „X”. Tuż po nowym roku, w styczniu
2013 zadzwonił telefon, który zwalił mnie z nóg, krzesła i niemalże przyprawił
o zawał serca … „Dzień dobry, dzwonię z firmy Rossmann, wygrała Pani dwuosobową
wycieczkę do Las Vegas … proszę odesłać paragon…”. Nie macie pojęcia jaki stres
przeżyłam zadając sobie pytanie „gdzie jest paragon?” Nie uwierzyłam w swoje
szczęście, dopóki nie ujrzałam swojego nazwiska na stronie z wynikami konkursu.
Mojej radości nie było końca, mąż też prawie padł z wrażenia. Po weryfikacji
laureatów (paragonów) i załatwieniu formalności wizowych wyruszyłam na
największą przygodę swojego życia … pierwszy lot transatlantycki, pierwszy raz w
USA, pierwsze spełnione największe marzenie…
Być może niektórzy z Was nie uwierzą nadal, ale wygrywanie w
konkursach naprawdę jest możliwe i nie wszystko odbywa się po znajomości.
Trzeba tylko zaufać sobie, swojemu twórczemu potencjałowi i zazdrość zamienić
na wiarę w spełnienie własnych marzeń. Trzeba tylko zamienić „na pewno mi się
nie uda” na „dam radę, czemu nie?”. I
choć to bardzo trudna sztuka, jestem żywym przykładem na to, że MARZENIA
NAPRAWDĘ SIĘ SPEŁNIAJĄ.
Dodam tylko, że Sponsor zagwarantował dla wygrywającego + osoby
towarzyszącej: opłaty za wizy, przelot, transfery z/na lotnisko, wyżywienie,
hotel, bilety na koncert Celine Dion.
A oto relacja z wyjazdu …
Wychodząc z hotelu można poczuć się jak w niesamowitej
bajce. Dookoła widać ferię barw a migające światła dają niesamowite poczucie
bycia w rzeczywistości jak daleko innej. Ludzie na ulicy są sympatyczni,
uśmiechnięci, pomocni. Życie toczy się tu 24 h na dobę. Człowiek odnosi
wrażenie, że wcale nie musi spać ale zmusza go do tego ... rozsądek :) Od
samego wejścia do któregokolwiek z hoteli biją po oczach maszyny wszechobecnego
kasyna, które tym bardziej nigdy nie zasypia. Już od 7 rano widać zasiadających
przy automatach spragnionych wrażeń graczy. Wszystkie hotele są tak ogromne, że
bardzo łatwo się w nich zgubić. Aby przejść z jednego końca na drugi potrzeba
jest co najmniej 10 minut, ale ... uwaga, bo po drodze przystojny Pan Krupier
zachęca do partyjki Black Jacka czy ruletki. I to jest magia tego miejsca, bo
wszystkie atrakcje hotelowe znajdują się zawsze na końcu budynku :) Ale i czym
tu mowa - w Las Vegass jest cudownie, świeci słońce i wszystko jest takie
fantastyczne, tam nie można się źle czuć. Naprawdę warto wybrać się do Las
Vegas mimo wielu nieprzychylnych opinii wszechobecnego kiczu. Jak można nazwać
kiczem tak piękne miasto, oferujące tyle wspaniałych atrakcji? To chyba opinie
osób spędzających czas ... tylko w kasynie. Bo Las Vegas to nie tylko karty,
automaty i ruletka. To piękne pokazy fontann i Ogród Botaniczny w Hotelu
Bellagio, możliwość podziwiania panoramy miasta ze Stratosfery i wieży Eiffla,
wariacje na rollercosterach w Hotelach New York i Circus Circus, randka z Hugh
Heffnerem w Muzeum Madame Tussaud, pływanie z rekinami w akwarium w hotelu
Mandalay Bay, możliwość zobaczenia poruszającej wystawy Titanica z
rzeczywistymi pamiątkami znalezionymi na statku, poczucie się przez chwilę jak
w Wenecji pływając gondolą i słuchając włoskiej piosenki zaśpiewanej przez
Gondolierkę, możliwość wypożyczenia samochodu i pojechania na piękną
architektonicznie tamę Hoovera i zarazem znalezienie się w dwóch Stanach
jednocześnie oraz wiele innych atrakcji, których nie zdążyłam jeszcze zobaczyć.
Wiem jedno, z pewnością tam wrócę, bo to przecież miasto Elvisa!