W miniony
weekend miałam bardzo wątpliwą przyjemność uczestniczyć w moto prezencie na
torze w Ułężu, blisko Warszawy. W sumie tą wątpliwą przyjemność miał mój mąż,
który to jest fanem szybkich samochodów i dostał ode mnie w prezencie „po
jednym okrążeniu KTM vs Lamborghini”. Na stronie katalogu marzeń czytamy: „Przekonaj się jak dźwięczą silniki tych
maszyn, podkręcone do maksymalnych obrotów, walczące o Twoją aprobatę na torze
wyścigowym!”.
A ja teraz, po opadnięciu emocji
zastanawiam się, czy oni w ogóle tam piszą o tym samym torze na którym ja
byłam, w Ułężu? Po pierwsze ciężko to w ogóle nazwać torem, a w szczególności
WYŚCIGOWYM! Po przybyciu na miejsce już sam fakt nie posiadania przez kierowców
kasków wzbudził moje podejrzenia. „No, ale nic” pomyślałam i stwierdziłam, że
może w tym miejscu są po prostu inne procedury. Gdy mąż wsiadł do Lamborghini …
włączyłam nagrywanie w aparacie, czekałam w emocjach na ten niesamowity ryk
silników i zawrotną prędkość, po którą tam pojechaliśmy (bagatela 130 km w
jedną stronę!) i … niestety się nie doczekałam. Tor był tak krótki i pełen
zakrętów, że nie było jak i gdzie się rozpędzić. Największa uzyskana prędkość
to może 100 km/h? Ale chyba nawet też nie tyle. Jednym słowem ŻENADA. Gdy po
krótkiej chwili miałam czas by spojrzeć na miny innych kierowców żądnych
wrażeń, mogłam ujrzeć chyba tylko jedno wielkie rozczarowanie. Ale dlaczego ja
w ogóle jestem aż tak zniesmaczona? Ano dlatego, że zapłaciłam za to prawie 400
zł, nie licząc benzyny na dojazd. Chciałam sprawić mężowi wspaniały,
niezapomniany czas pełen emocji i wrażeń, których nigdy nie zapomni, a wyszło
naprawdę źle. Gdybym nie była na torze Silverstone w Londynie, być może
stwierdziłabym, że może tak ma być? Ale byłam i mam porównanie. Sama miałam
okazję prowadzić Ferrari i rozwinąć prędkość ponad 220 km/h, ja – kobieta, w
Anglii i do tego jeszcze z kierownicą po prawej stronie. To były naprawdę
niesamowite emocje i tutaj, na torze w Ułężu spodziewałam się podobnych.
Niestety. Pomyliłam się więc i Wam, drodzy czytelnicy szczerze odradzam. No,
chyba, że chcecie się wybrać na „Spacer samochodem wyścigowym”.
PS. KTM nie było, zepsuł się, mąż jechał
Porshe …
Tor Ułęż |
Tor Ułęż |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz