wtorek, 19 maja 2015

Kreta zachodnia. Piękna, zachwycająca i pachnąca.


W kolorowym wagoniku przechowuję kolorowe wspomnienia, takie jak na przykład z cudownej Krety.

Elafonisi

Gdy wysiadłam z samolotu poczułam cudowny zapach, który towarzyszył mi później przez cały pobyt na wyspie. Do tej pory do końca nie odgadłam jego nut, lecz wydawać by się mogło, że dookoła pachnie pomarańczami przeplecionymi gajem oliwnym. A jeśli mowa o oliwie, to w Grecji jest ona wyśmienita. I mimo, iż za oliwkami i oliwą nie przepadam, tam smakowała mi wyjątkowo dobrze. Z resztą o czym tu mowa, skoro lokalni przedsiębiorcy sprzedają ją przeważnie wszędzie i turysta ma wrażenie, jakby była wytłoczona przed chwilą w przydomowej wytwórni. Dość jednak o oliwie.


Zatrzymaliśmy się w hotelu Louis Kreta Princess (obszerny opis hotelu w osobnym wpisie). Nasze założenie wyjazdowe było nastawione na odpoczynek, dobrze jednak, że się nie sprawdziło, bo czulibyśmy ogromny niedosyt eksplorowania Krety zachodniej.

Hotel Louis Creta Princess

Hotel Louis Creta Princess

Hotel Louis Creta Princess

Hotel Louis Creta Princess

Hotel Louis Creta Princess

Hotel Louis Creta Princess



 Kolejką po piękne widoki i na degustację lokalnej Raki.

„The Little Fun Train” (sprzedaż biletów w hotelu, dorosły 17 euro, dziecko 8 euro) zabrał nas na „Western Adventure” – popołudniową wycieczkę w okolice pokryte gajami oliwnymi. Gdzieniegdzie po drodze można było również spotkać drzewa pomarańczowe i cytrynowe, co zdecydowanie było niebywałą atrakcją dla dzieci. Pierwszy postój to jaskinia przerobiona na kościół. Niezwykle urokliwe miejsce wraz z przepięknymi widokami nad przepaścią. Wejście do jaskini jest dodatkowo płatne 2 euro, ale sprzedawca (przynajmniej w naszym przypadku) przymknął oko, gdy okazało się, że nie ma wydać z banknotu 50 euro. Jaskinia nosi nazwę „Marathokefala” i prezentuje okazałe stalaktyty i stalagmity.

Little Fun Train

Little Fun Train



Jaskinia Marathokefala

Jaskinia Marathokefala



Kolejnym etapem naszej wycieczki była wioska z najstarszym drzewem oliwnym na świecie. Warto je nie tylko zobaczyć, ale również wejść do środka pnia. W wiosce nie tylko drzewo jest atrakcją. Bezpłatnie można też zwiedzić niezwykłe Muzeum. Możemy w nim zobaczyć narzędzia do zbioru oliwek i poznać tradycje związane z ich uprawą. Po drugiej stronie drzewa jest dom właścicieli. Stylowo urządzone wnętrza zachęcają do zachwytu nad różnorodnością greckiej kultury. Podczas naszej wizyty w domu, na drewnianym krześle siedziała starsza Greczynka z laską, ubrana cała na czarno. Jej tajemnicze spojrzenie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Nie zrobiłam jej zdjęcia, wydawało mi się, że nie wypada. To było bardzo ciekawe doświadczenie. W domu właścicieli można również kupić lokalne produkty wytwarzane z oliwek – na przykład kremy do rąk, które mają niesamowity zapach. Ja ze swojej strony zaprosiłabym Cię jeszcze drogi czytelniku do wizyty w mini gaju pomarańczowym znajdującym się po prawej stronie.

Najstarsze drzewo oliwne 

Najstarsze drzewo oliwne

Najstarsze drzewo oliwne


Muzeum 

Muzeum


Muzeum


Drzewo pomarańczowe

Drzewo pomarańczowe

Muzeum

Muzeum

Muzeum


Ostatnim przystankiem „The Little Fun Train” była wizyta w lokalnej, przydomowej wytwórni Raki. Miejsce bardzo klimatyczne,a sprzedawcy niezwykle uprzejmi. Właściciele zadbali również o dzieci – dla nich przygotowane były owoce i popcorn.

Raki - przydomowa wytwórnia

Raki - przydomowa wytwórnia

Raki - przydomowa wytwórnia



Małym samochodem terenowym w poszukiwaniu …

Elafonisi

Najpiękniejsze miejsce, jakie do tej pory w życiu widziałam. Lazurowa woda zaprasza na leniwy spacer w gorących promieniach słońca, a różowy piasek sprawia, że można poczuć się jak w bajce. Tak! Ta plaża zdecydowanie jest bajeczna i z pewnością kiedyś tam wrócę.



Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi

Elafonisi


Jeszcze po drodze na Elafonisi (jadąc przez miejscowość Topolia)

mijamy piękny punkt widokowy (uwaga niezabezpieczony) nad głęboką przepaścią. W tym miejscu w małych kramikach można również zakupić lokalne wyroby od sympatycznych sprzedawców. Jeden z nich pokazał nam nawet do czego tak naprawdę służy jego laska z zakończeniem w postaci koziego rogu. Otóż, jak widać na zdjęciu, laska służy do przyciągania niegrzecznych dzieci za szyję ;)

Sokole oko w punkcie widokowym dostrzeże również kozy uczepione na skalnych półkach, po drugiej stronie przepaści.

Jadąc dalej, w kierunku Elafonisi, przejeżdża się przez tunel wydrążony w skale. Bardzo ciekawe doświadczenie, szczególnie gdy ma się przed sobą autokar, który ledwo się tam zmieścił.








Laguna Balos

To drugie najpiękniejsze miejsce na Krecie. Prowadzi do niego droga morska (z wycieczką z biura lub lokalną z miasta) lub lądowa. My skorzystaliśmy z tej drugiej opcji. Popędziliśmy naszym wypożyczonym Jimnym przez drogi kręte jak rogale, nad przepaściami niczym z filmów Bonda. Powiem szczerze, że droga jest wyjątkowo niebezpieczna. Nie dość, że szutrowa, to ma ostre podjazdy i jest tak wąska, że ciężko się wyminąć z innym autem. Nie odważyłabym się pojechać tam zwykłym, małym samochodem osobowym. Z resztą nie chodzi tu tylko o bezpieczeństwo ale również o ubezpieczenie. Dojazd na Balos nie wlicza się w żadną polisę i jak uszkodzimy samochód to wszelkie koszty ponosimy z własnej kieszeni. Uważam, że o wiele łatwiej w tym przypadku jest uszkodzić na owej drodze zwykłą osobówkę. Niebezpieczeństwo dojazdu na Balos wynagradzają nam jednak widoki, które zapierają dech w piersiach. Kozy też. Szczególnie te, które leniwie przeżuwając trawę zaglądają nam przy tym prawie do samochodu. Adrenalina jednak cały czas buzuje, bo stoczyć się ze zbocza wcale nie jest trudno. Podobno 10 lat temu turyści mogli „podziwiać” samochody które pospadały w przepaść (opowiadała mi koleżanka, która zwiedzała Balos w tamtym czasie). Teraz widocznie auta zostały posprzątane, by nie straszyć innych turystów. Po dotarciu na szczyt pozostaje nam już „tylko” około 30 minutowe strome zejście na przepiękną plażę. Radzę założyć wygodne buty, bo japonki w tym przypadku mogą nie zdać egzaminu.


Balos

Balos

Balos

Balos



Gdy człowiek głodny to zły

A przy zjeździe z Balos jest urokliwa restauracja z pysznym jedzeniem. Zamówiliśmy sałatkę grecką, dla dzieci kotleciki z kurczaka oraz talerz mięs grillowanych z dodatkami. Napoje składały się z soków świeżo wyciskanych, darmowej wody i darmowego wina (stawianego na stole wszystkim gościom). Wbrew temu, o czym naczytałam się wcześniej w przewodniku, nie policzono nam za nakrycie stołu (podobno od 2 do 4 euro za osobę) ani w tej, ani w innej restauracji (zwanej także przez Greków tawerną). Jedzenie było wyśmienite a deser … ach, nawet nie da się go opisać słowami (i do tego również był gratis). Rachunek wyniósł nas 50 euro (przypominam, że jesteśmy 4 osobową rodziną), więc uważam, że to wcale nie tak dużo jak za tak obfity, pyszny obiad z kilkoma greckimi gratisami.

Tawerna oprócz dobrego jedzenia zaskoczyła nas również przyjemnym wystrojem oraz menu przedstawionym w postaci gazety. Z ciekawostek dla „plastikowych” – w wielu greckich restauracjach nie ma naklejek informujących o możliwości płacenia kartą, jednakże w rzeczywistości zwykle nie ma z tym problemów. 

Tawerna przy Balos


Tawerna przy Balos

Tawerna przy Balos

Tawerna przy Balos


Tawerna przy Balos

Tawerna przy Balos



Na Krecie w maju pada deszcz? Niemożliwe!

A jednak, możliwe. Nam jednak było to bardzo na rękę, ponieważ pochmurny dzień wykorzystaliśmy na zwiedzanie Chanii oraz okolicy miasteczka Maleme (w którym to stacjonowaliśmy). Okazało się, że kierując się na prawo od naszego hotelu (stojąc twarzą w kierunku morza), w bliskiej odległości znajduje się przyjemna Taverna prowadzona przez dwóch młodych i sympatycznych Greków. W Tavernie jest darmowe wi-fi, co może być informacją niezwykle istotną dla osób, które w hotelu nie chcą wykupywać płatnego dostępu. Znowu zamówiliśmy świeżo wyciskane soki z pomarańczy i znowu stwierdziliśmy, że smakują one zupełnie inaczej niż u nas. Smakoszom napojów chmielowych polecam piwo Fox. Z greckich przystawek próbowałam favy – lekko słodkawej pasty, która z pieczywem smakuje naprawdę dobrze.


Tawerna Maleme


Chania podczas deszczu prezentuje się cudownie. Fale napędzane wiatrem rozbijają się o nadbrzeże, mocząc turystom buty i spodnie. Budynki nie mienią się tęczowymi kolorami tak jak w słońcu, ale też jest bardzo klimatycznie. Z braku czasu nie odbyliśmy przejażdżki na ślicznych i stylowych bryczkach. Cóż może następnym razem :)



Chania

Chania

Chania

Chania



A na koniec taki smaczek

W niedalekiej odległości od hotelu Louis Creta Princess znajduje się baza wojskowa NATO, wraz z poligonem rakietowym. Podczas naszego pobytu (tygodniowego) kilkakrotnie słychać było bardzo głośne wybuchy, a znad ziemi unosił się dym. Jeśli ktoś nie wie, że chodzi tylko o ćwiczenia, może się naprawdę wystraszyć. Jeden z wybuchów był na tyle silny, że mieliśmy wrażenie, że huk zaraz powybija szyby.


Maleme, baza wojskowa



PS. Na Krecie można spotkać cykady. Czasem nawet siadają bardzo blisko nas. Miły dla ucha jest  ich "śpiew", który w nocy najpiękniej ukołysze nas do snu przy otwartym oknie.


Grecka cykada