piątek, 24 kwietnia 2015

Matko, masz dość? Idź pobiegać ;)


Czasem tak się zdarza (na szczęście bardzo rzadko), że zachoruje Pan Mąż. A gdy zachoruje Pan Mąż to rozsiewa zarazki dookoła i zaczyna chorować reszta rodziny. Jeśli jednak jest to wirus, który nietypowo omija Panią Żonę (matkę, kochankę, sprzątaczkę, praczkę, animatora czasu wolnego itp.) to zastanawiam się czy dla niej to lepiej czy gorzej. W wariancie chorobowym Żona również kładzie się do łóżka i radź sobie mężu sam, ja też się źle czuję, więc w ostateczności obsłużę siebie i dziecko. W wariancie jednak tym drugim, jeśli wirus jakimś cudem celowo omija Żonę? Cóż, nie ma już żadnej wymówki, więc z nieobsługiwania męża nici, bo zniszczyłyby ją wyrzuty sumienia. A wiadomo, jak facet choruje to nie ma zmiłuj – jest tak umierający, że prawie znika w oczach (ale tylko w swoich). Śniadanko do łóżka, potem Żono pilnuj leków, bo przecież sam Pan Mąż nijak tego nie ogarnie, pogłaskaj po czółku, powiedz jak bardzo ci smutno, że jemu jest taaaak źle i pokiwaj głową, że ty to tak nigdy strasznie nie chorujesz ;) (a jeśli nawet to i tak wszystko musisz zrobić sama). Jeśli do tego w międzyczasie marudzi dziecko, które nabawiło się zapalenia ucha i gardła to już jest katastrofa. Wyłącz wtedy Żono komputer bo i tak go wcale nie użyjesz – jak tylko zasiądziesz by sprawdzić pocztę, usłyszysz „Mamo, pić”, „Kochanie podaj mi …”, „Mamo, bajkę”, Kochanie …”, a w międzyczasie nie da ci spokoju niepozmywana sterta naczyń (przy tylu osobach w domu zawsze zlew jest pełny, mimo, że masz w domu zmywarkę), wirująca pralka dająca znać, że zaraz skończy (więc trzeba będzie wstawić następne pranie), porozsypywane okruchy babeczki, której jak zwykle dziecko nie dojadło itp. Podobno sprzątanie przy dzieciach to jak mycie zębów w trakcie jedzenia czekolady, ale ja osobiście dorzuciłabym do tego powiedzonka również męża … (sprzątanie przy dzieciach i mężu).

No więc Żono, jeśli to początkowe stadia choroby, to masz jeszcze szczęście, bo obydwoje śpią. Potem jednak  ucz (oj ucz) się cierpliwości, bo będzie ci bardzo potrzebna (przy piątym w ciągu godziny zawołaniu „Mamo”, „Kochanie”, podczas gdy ty nadal ze szczerym uśmiechem na twarzy ;)).





Wracając jednak do tytułowego sedna sprawy...


Gdy po takim całym dniu masz dość – swojego domu, swojej rodziny (tylko na chwilę oczywiście), w końcu wszystkiego, IDŹ POBIEGAĆ. Jakie to istotne, zrzucić z siebie miniony cały dzień, dowiedziałam się dopiero, gdy zaczęłam sama biegać. Jakoś wcześniej nie pałałam entuzjazmem do akurat tego typu aktywności sportowej, ale teraz wiem, jak ważne jest zrobić coś tylko dla siebie, myśleć tylko o tym jaka jestem z siebie dumna, że w ogóle wyszłam z domu. Na początku po przebiegnięciu 3 okrążeń boiska sportowego wracałam do domu z wywieszonym jęzorem, a teraz (po naprawdę mniej niż 15 treningach) robię już spokojnie 10 okrążeń. Może dla niektórych to mało (tych, co biegają w maratonach) ale ja jestem z siebie dumna. A co jest najlepsze w tym wszystkim? Potem mam mnóstwo świeżej energii do ogarniania całej mojej rodziny J Polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz